Wczoraj szukałam w internecie potwierdzenia, że możemy jeździć na działkę. W rozporządzeniu nie ma nic o zakazie. A w radio RMF mówiono , że nie ma przeciwwskazań. Tylko należy trzymać się nakazów czyli swoim samochodem, dwie osoby, zachowywać właściwe odległości w kontaktach z sąsiadami i nie organizować spotkań przy grillu.
Więc dzisiaj wybraliśmy się. Bo przecież ileż można wytrzymać w domu. od zakończenia ubiegłego sezonu , bardzo mało mieliśmy kontaktów z ludźmi poza rodziną. To już kwestia wieku i finansów. Dlatego niecierpliwie czekaliśmy na wiosnę . A tu zonk.
Ale jednak póki co, możemy jeździć.
Dzisiaj było jednak chłodniej niż zapowiadano. Mąż przygotowywał deski ze starego dachu do przekazania. Musiał oczyścić z dachówki bitumicznej i przepiłować na 3 części.
Po zimowym nicnierobieniu było to nie lada wyzwanie.
Ja opieliłam truskawki, podsypałam nawozem i okopałam.
Nawozem posypałam tez pod borówkami, wrzosami, azaliami, rododendronami, hortensjami i jeżynami. Lawendzie i perowskii tez się dostało. Wszystkie roślinki przykryła z powrotem korą, bo zapowiadają kolejne przymrozki.
Jesienią posadziłam miniaturowe żonkile. Są bardzo miniaturowe.
Wzeszedł też ( jeden) czarny hiacynt.
Białe hiacynty przetrzymane od ubiegłorocznych urodzin tez wzeszły.
I niebieskie też.
Zeszłoroczna mizerota czyli wrzosiec rozrósł się i mam na dzieję, że spodoba mu się na działce.
Na rododendronach jest dużo paków. Oby tylko nie zmarzły.
Lawendzie tez udało się przezimować.
Ale jedna azalia, ta która w zeszłym roku chorowała ( żółta) będzie nadawała się do wyrzutki. Szkoda.
Jutro tez pojedziemy, bo mąż umówił się na oddanie drewna. A ja uporządkuję troszkę rabatki .
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz