czwartek, 26 marca 2020

Działka w dobie koronawirusa

Wczoraj szukałam w internecie potwierdzenia, że możemy jeździć na działkę. W rozporządzeniu nie ma nic o zakazie. A w radio RMF mówiono , że nie ma przeciwwskazań. Tylko należy trzymać się nakazów czyli swoim samochodem, dwie osoby, zachowywać właściwe odległości w kontaktach z sąsiadami i nie organizować spotkań przy grillu. 
Więc dzisiaj wybraliśmy się. Bo przecież ileż można wytrzymać w domu. od zakończenia ubiegłego sezonu , bardzo mało mieliśmy kontaktów z ludźmi poza rodziną. To już kwestia wieku i finansów. Dlatego niecierpliwie czekaliśmy na wiosnę . A tu zonk. 
Ale jednak póki co, możemy jeździć. 
Dzisiaj było jednak chłodniej niż zapowiadano. Mąż przygotowywał deski ze starego dachu do przekazania. Musiał oczyścić z dachówki bitumicznej i przepiłować na 3 części.
Po zimowym nicnierobieniu było to nie lada wyzwanie.
Ja opieliłam truskawki, podsypałam nawozem i okopałam.
Nawozem posypałam tez pod borówkami, wrzosami, azaliami, rododendronami, hortensjami i jeżynami. Lawendzie i perowskii tez się dostało. Wszystkie roślinki przykryła z powrotem korą, bo zapowiadają kolejne przymrozki. 



Jesienią posadziłam miniaturowe żonkile. Są bardzo miniaturowe. 


Wzeszedł też ( jeden) czarny hiacynt.



Białe hiacynty przetrzymane od ubiegłorocznych urodzin tez wzeszły.


I niebieskie też. 


Zeszłoroczna mizerota czyli wrzosiec rozrósł się i mam na dzieję, że spodoba mu się na działce. 


Na rododendronach jest dużo paków. Oby tylko nie zmarzły.



Lawendzie  tez udało się przezimować.
Ale jedna azalia, ta która w zeszłym roku chorowała ( żółta) będzie nadawała się do wyrzutki. Szkoda. 

Jutro tez pojedziemy, bo mąż umówił się na oddanie drewna. A ja uporządkuję troszkę rabatki .


wtorek, 17 marca 2020

Co nowego na działce .




Trudny to będzie rok. I trudny też podejrzewam będzie sezon działkowy.
Dzisiaj pomimo ogólnokrajowej kwarantanny pojechaliśmy na działkę. Tam możemy. Nie ma skupisk ludzkich, pojechaliśmy swoim środkiem lokomocji, sami. Więc ryzyko równe zeru.
A jaka radość, że w końcu wyszliśmy z domu. Z racji wieku i nielicznych ale zawsze schorzeń, siedzimy w domu i nie narażamy się na kontakt z ewentualnym dawcą.

A nadziałce poszalał dzik. Przelazł pod siatką i wkopał się w miejsce gdzie rósł łubin. Przy okazji rozdeptał krokusy. Przykro było patrzeć na porozwalane kwiatki.
Poza tym wyszły tulipany, hiacynty i żonkile.
Piwonie wysadzają główki.

Podcięliśmy hortensje, pięciorniki, stare i te nowe zeszłoroczne . Tawule też się dostało. Wrzosy i lawendę tez skróciliśmy.  Nie porządkowaliśmy, bo jeszcze nie czas.

Azalie będą kwitły oprócz jednej, tej , która w zeszłym roku chorowała. Może w tym miejscu nie powinnam niczego sadzić. Zrobię jeszcze jedną próbę. A jeśli źle wypadnie, to dam sobie spokój.

A za oknem kuchennym zakwitły krokusy i cieszą moje zdrowe już i bez okularów patrzące oczy.



Następnym razem wybierzemy się jak ustabilizuje się słoneczna i ciepła pogoda. Nie będę przyrody poganiać.

Bo i nam to się nie przysłuży a i roślinkom też.  Muszę tylko kupić kilka nawozów pod  truskawki, borówkę, rododendrony i hortensje .

I czekam na piękną wiosnę, lato i jesień.