Dzień babci obchodzę od pięciu lat. Jest to bardzo szczególny dzień. Pełen wzruszeń , wspomnień i nadziei.
Zawsze mam mokro pod oczami gdy wnuczki składają mi życzenia, wręczają laurki i śpiewają "sto lat".
Ja tego nigdy nie robiłam. Po pierwsze za czasów mojego dzieciństwa chyba nie było takiego święta. Po drugie nie miałabym komu. Babcia ze strony mamy nie żyła a babcia ze strony ojca mieszkała dość daleko i kontakt z nami miała baaardzo sporadyczny.
Może wynikało to z odległości, może z niechęci do mamy. Ale raz jedyny przyjechała do nas. Miałam wówczas około pięciu lat. Przywiozła dwie poduszki i woreczek fasoli albo grochu. Dokładnie nie pamiętam.
I nic nie pamiętam z tej wizyty tylko te poduszki i ten woreczek. A twarz babci znam z jedynej posiadanej fotografii na której jest z moją mamą . Nawet nie z nami. Potem chyba raz pojechałam do babci gdy miałam siedem lat. I z tego pobytu wcale babci nie pamiętam. A potem to już pojechałam na jej pogrzeb. Byłam dorosła. Nie wiem czemu tak było mało naszych spotkań. Może to wpływ opowieści mojej mamy, w których rodzina mojego Taty była zawsze "be".
A teraz ja jestem babcią. Zdjęć dziewczynkom robię mnóstwo. Z nimi mam trochę mniej. Może będzie więcej jak wyładnieję. Nie lubię robić sobie zdjęć. Jestem na nich za gruba.
A dziewczynkom poświęcam każdą wolną chwilę.
I nie mogę zrozumieć koleżanek, które twierdzą, ze nigdy nie będą opiekować się wnukami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz