Trzydzieści lat temu w Polsce działy się Wielkie Sprawy.
A ja byłam poza nimi. Byłam w Paryżu, sprzątałam obce mieszkania, opiekowałam się obcymi dziećmi. I bardzo mało docierało do mnie to co się w kraju działo.
Paryżanie wspominali tylko Pana Wałęsę, Pana Jaruzelskiego i Jana Pawła II. Ale było to takie powierzchowne zainteresowanie. Tak aby nie uchodzić za ignorantów. Może gdybym znała język francuski na poziomie dyskusji, to może jednak odbierałam to inaczej. A mój francuski był na poziomie sprzątaczki.
A Polacy w Paryżu?
Spotykali się wieczorami i przy butelkach najtańszego wina , naprawiali Polskę.
Nie lubiłam tych dyskusji "naprawiaczy". Niczego nie wnosiły. A często sprowadzały się jak wykorzystać sytuacje Polaka na obczyźnie i skubnąć kolejne merostwo na pomoc. A Była ona wszechstronna. Tylko nie dla wszystkich. Trzeba było udowodnić emigrację polityczną. I było wielu Tych "politycznych emigrantów", którzy zrobili złą opinię dla innych Polaków.
Gromadzili się przy Polskim Kościele w pobliżu Placu Concorde. Tego nigdy nie zapomnę. Wstydu przed całym światem, że jestem Polką. Okolice Placu Concorde jest jednym z turystycznych miejsc w Paryżu. I opinia o pijanych, przeklinających , brudnych Polakach szła w świat. Wielu Polaków i Polek obchodziła Kościół Polski bardzo szerokim łukiem.
Podobno we wczesnych latach osiemdziesiątych było zupełnie inaczej. Ale Rodacy zmienili sposób patrzenia Francuzów na nas.
Do kraju wróciłam w sierpniu 89 roku.
I pierwsze wrażenie po powrocie, to wyraz twarzy ludzi na ulicy. Nie było uśmiechu i radości. Tylko zaciętość, złość i zmartwienie. To był dla mnie szok, po uśmiechniętych i pogodnych twarzach Francuzów. I prawdę mówiąc niewiele się to zmieniło. A w ostatnich tygodniach jeszcze nabrało na sile. I obawiam się, że będzie jeszcze gorzej.