sobota, 16 lutego 2013

Asteroida i inne przeżyte "końce świata" i "wojny".

Co jakiś czas ludzie poddają się ogólnemu zastraszeniu wojnami , atakami z kosmosu i końcami świata.
Nie przeczę, wojny ciągle trwają i ciągle wybuchają nowe ogniska . Śmiem twierdzić, że zawsze tak będzie, bo przemysł zbrojeniowy rozwija się najbardziej a magazyny trzeba opróżniać. Więc gdzieś trzeba zużyć każdą broń i każde naboje.
Pamiętam panikę we wczesnych latach 60-tych. Pamiętam kolejki w sklepach po artykuły pierwszej potrzeby. Najbardziej utkwił mi sklep na rogu ulic Morskiej i Al. Przyjaciół w Olsztynie. Tam staliśmy z mamą po cukier i mąkę.
Potem było już spokojniej. Do roku 1981. Do stanu wojennego.
I wówczas też robiło się zapasy i kupowało na kartki mięso cukier i alkohol. Reglamentowane też było masło, które kupowało się dla dzieci na książeczkę zdrowia. Podobnie też ser żółty. Moja córka do tej pory uwielbia taki miękki ser holenderski. Zamiast alkoholu kupowałam cukierki dla córki, bo była taka możliwość. Ciekawe to były, bo przygnębiające ( szczególnie grudzień) i wesołe ( gdy wieźliśmy trzykrotnie zakazanego świniaka z innej miejscowości.A na rogatkach stało ZOMO. Ale pachniała nasza syrenka perfumami Masumi!!!! A tył samochodu siadał pomimo, że bagażnik był pusty. A ja i córka siedziałyśmy na świniaczku przykrytym kocami.
No, a kolejne "końce świata"? Szał!!! Tylko , że temu szałowi, to ja nie poddawałam się i nie zabezpieczałam. Ale z doniesień mediów dowiadywałam się jak to ludzie w różnych końcach globu budują schrony i gromadzą żywność. A inni nieźle na tym zarabiają.
I z tym też wiążą się masowe samobójstwa członków różnych sekt. Ze strachu przed końcem świata.
No i wczorajszy przelot asteroidy. Podobno bardzo bliski Ziemi. I ten wczorajszy deszcz meteorytów.
Ale nic to przeżyłam ja i moja rodzina i mój kraj i mój kontynent. Do następnych złowieszczych sygnałów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz