poniedziałek, 16 czerwca 2014

Metamorfozy...

Mija wiosna i moja dzialka nabiera innych kolorów i innego wymiaru.
Dzisiaj mąż wyciął stare , chore i bezlistne krzaczory a może drzewa. Podciął bzy, wykopał dzikie drzewka owocowe, które nawet nie kwitły. Rosły nawet w jaśminiowcu.
Wyjaśniało na działce.



Cudnie kwitnie jaśminowiec


Ja przystrzygłam ozdobne krzewy


A pod jaśminiowcem mam ławeczkę do siedzenia i leżenia. W głębi stół pod jabłonią. 


Przy domku mąż zrobił maly ganeczek na którym moja Oleńka lubi sobie siadać. 


A w warzywniaku ja szaleję wyrywając chwasty, które rosną chyba szybciej niż warzywka. 




A jaśmin pachnie i oko cieszy cudnymi kwiatkami. 


I nie ważne, że trochę bolą plecy, kolana i biodra. Po co jest paracetamol i opokan? Po to aby jutro już nic nie bolało. A i gorąca kąpiel w pianie też swoje robi. 
I cieszy mnie wszystko. A najbardziej, że mąż cieszy się z dzialki i zaczyna ją naprawdę kochać. 




niedziela, 8 czerwca 2014

Debiut!!!

Dzisiaj debiutowałam jako naczelny mistrz grillowania. Tak naprawdę to w ogóle pierwszy raz w życiu sama grillowałam .
Mąż oczywiście zniecierpliwił się, bo brykiet napewno jakiś stary i felerny. Marudził okrutnie, więc odebrałam mu stanowisko i sprzęcicho i sama stanęłam za grillem. Pomalutku wszystko unormowało się. Brykiet żarzył, udka, skrzydelka, szaszłyczki i papryka smażyły się . Trochę za dużo tego było i przywieźlismy skrzydełka i udka do domu. Jutro będzie na obiad.
I tu kulinarna rada. Może tylko Ola zrobiła błąd.
Udka zaprawiła w marynacie na noc. Ale udka były duże , więc i długo trzeba było grillować.
A następnym razem oddzielimy je od kości i zepniemy wykałaczką. 
Na koniec upiekłyśmy na grillu kromki chlebka. i dziewczynkom bardzo smakował.
Dziewczynki biegały boso i pluskały się w misce z wodą. Oj, trzeba pomyśleć o jakimś baseniku.
A tymczasem cieszę się z miło spędzonego dnia.

sobota, 7 czerwca 2014

Pierwsze plony z mojej działki.

Plony, to troszkę na wyrost powiedziane. Ale już znosimy do domku dodatki do kanapek na kolację.
Rzodkiewkę już trzeci raz przyniosłam. Młodziutką sałatę przerywam i tez znoszę do domku. Szczypiorek też.
A dzisiaj doszły truskawki na deser. Sa pyszne.
Może ktos powiedzieć , że to nic wielkiego. ale dla mnie jest to wielkie. A smak tych rzodkiewek, szczypiorku i sałaty nie do podrobienia przez hodowców warzyw w dużych szklarniach.
A o smaku prawdziwych truskawek dojrzewających na słońcu i podlewanych deszczem ( no, może troszkę z węża ogrodowego) to sobie dzisiaj właśnie przypomniałam.
I oczywiście dzisiejsza kolacja wygladała tak:

A teraz specjalne podziękowania składam sobie, że miałam tak wspaniałego pomysła aby kupić działkę. 
Za każdym razem gdy siedzę sobie w fotelu przy zrobionym przez męża stole o tym właśnie myślę. 
I drugie specjalne podziękowanie dla P. Ani, która mi tę działkę sprzedała. 
Pani Aniu kocham Panią!!!!