sobota, 6 lipca 2013

Lato 88' w Paryżu.

Czasem wracam pamięcią do wydarzeń z przed 25 lat.
To bardzo długi okres. A wydaje się jakby to było nie tak dawno.
Czerwiec w Paryżu przeszedł w ciąglym poszykiwaniu pracy. Nie było to tak, że zupełnie nigdzie nie pracowałam. Ale ciągle było to tylko kilka godzin w tygodniu. Początkowo znalazlam pracę jako pomoc domowa i opiekunka do dzieci w polsko-hinduskiej rodzinie. Ale od razu wiedzialam, że to tylko dwa lub trzy tygodnie. Pracowałam za Paryżem w Chelles. Tam też nocowałam . Pracowalam u polskiej matki dzieciom, która wyszła za maż za Hindusa. Miała troje dzieci. Ewa była bardzo fajną i kulturalną kobietką a dzieci grzeczne i śliczne. A męża widzialam dwa lub trzy razy. Bardzo miły zapracowany gość. Ale co dobre to szybko się kończy i do Ewy przyjechala siostra aby pomóc jej po rozwiązaniu. Ewa spodziewała się dziecka. I ja znów musialam szukać pracy. Znalazłam i znów na kilka godzin w tygodniu. Ale mogłam się utrzymać. ba nawet utrzymywałam mojego brata i mamę , która przyjechała do synusia w odwiedziny. To był koszmar .Ale to inna bajka. Przyjeżdżałam do nich w weekend, robiłam zakupy i wyjezdżałam. Odlożyłam ciut franków aby mama mogla cokolwiek zawieźć moim dzieciom w prezencie.
A Paryż w czerwcu był piękny. Od polskiej misji do placu Concorde było parę kroków i parę kroków do Pól Elizejskich. A gdy nimi spacerowałam, to porzucalam wszystkie troski i zmartwienia. Trochę było mi przykro, bo mialam puste kieszenie a trochę franków poprawiało bardzo humor i sprawiało, ze Paryż był jeszcze piękniejszy.
Nie mialam koleżanki, brat mial swoje towarzystwo , więc łaziłam tymi paryskimi uliczkami sama. I prawdę mówiąc , to dobrze. Bo chodziłam swoimi ścieżkami i robiłam to na co ja mialam ochotę.
Od lipca podjęłam pracę w Meudon w rodzinie . Miałam osobne studio czyli pokój z łazienką ( czyli prysznicem i sedesem). Ale to był wówczas luksus. Niewiele zarabialam , więc szukalam dalej. Rodzina wyjechała na wakacje a ja mialam doglądać mieszkania i posprzątać. Wszystko to zrobiłam perfekcyjnie. Ale... poznana na misji dziewczyna wracała do kraju i zaproponowala mi pracę na jej miejsce. Była to praca u Turka i polegała na szyciu. Być krawcowa to nie być służącą. Wydawalo mi się , że będzie lepiej.
Ale nie było . Z damsko-męskich powodów. Po miesiącu Turek zrezygnował z podchodów i powiedzial, zebym sobie szukała pracy. Mieszkać moglam dalej w swoim maciupkim pokoiku na 7-ym piętrze.
Turek wypłacił mi calą nalezność tylko dlatego, ze wiedział, ze mam brata i widział jego. To był jeden jedyny raz gdy brat mi w czymś pomógł i nie chciał za to pieniędzy. Bo nie wiedział, że Turek bał się jego.
I nastał czas nowych poszukiwań. U brata nie mogłam się zatrzymać" bo nie". Więc znalazłam miejsce do spania u koleżanek. A potem był wyjazd na południe na zbiory śliwek.
A to już inna historia.
A póki co był czerwiec i lipiec w Paryżu, to czułam się jak turystka. Chłonęłam ten paryski zapach i kolory.
Wzgórze Monmartre, dzielnicę  łacińską , chłód w katedrze Notre Dame i widoki na Paryż ze wzgórza Sacre Ceur.I to wszystko pozostało w mojej pamięci .

1 komentarz: