Cała widownia zapełniona była do ostatniego miejsca.
Przed wyjazdem zadałam moim mężczyznom czy będą ludzie w naszym wieku, czy nie będę się głupio czuć wśród młodej widowni.
Mój syn wytłumaczył mi, że średnia wieku oscylować będzie koło pięćdziesiątki.
I nie mylił sie. Było mnóstwo wielbicieli muzyki Marka w naszym wieku a nawet starszych. Było też sporo młodych ludzi. Ale zdecydowanie więcej było "mlodzieży" z roczników 1950+.
Mark wykonał też kilka starych utworów. Czym bardzo ucieszył między innymi mojego męża ( wielbiciela tych utworów).
Ale niesamowity popis dał John McCusker - muzyk multiinstrumentalista szaleńczo i cudownie grający na skrzypcach.
Inni muzycy też wiedzieli co i jak robią. Byli świetni. A Mark Knopfler - cóż mam mówić. Rewelacja. A jego głos na żywo brzmiał bardziej donośnie i twardo niż na płytach. I to nam się bardzo podobało.
Koncert skończył się . Pozostały cudne wspomnienia. A nagrań słucham codziennie.
Po koncercie wróciliśmy tramwajem na Starówkę. Odświeżyliśmy sie i poszliśmy na "Kraków by night."
Była 24:00 gdy chodziliśmy po Placu Mariackim. W pewnej chwili stwierdziliśmy, że wokół nas chodzi coraz młodsza młodzież a starsi dawno śpią. Więc i my poszliśmy do hotelu.
Drugi dzień spędziliśmy na spacerach ulicą Floriańską, Grodzką i bocznymi od nich.
Obejrzałam sobie galerię prac malarskich i różnego rodzaju kopii znanych dzieł.
Pod Barbakanem spotkaliśmy rycerza, który stoczył walkę z Jędrusiem.
Zahaczyliśmy też o Teatr im. Juliusza Słowackiego.
Przepiękny gmach.
I ulicą Grodzką dotarliśmy na Wawel. Nigdy nie byłam na Wawelu. Raz masę lat temu byłam w Krakowie i koleżanka pokazywała mi z dala Wawel. Wydawało mi się , że jest on poza miastem. A tu zonk!!! O mały włos a nie minęlibyśmy zamek bokiem.
I tu złapał nas deszcz. Więc popijaliśmy sobie kawkę w pobliskim ogródku patrząc na cud .
Weszliśmy nawet na dziedziniec i podziwialiśmy krużganki.
A potem wróciliśmy jeszcze raz spacerując po Grodzkiej i Floriańskiej. Kupiliśmy pamiątki . Zjedliśmy obiad w barze mlecznym. Nigdy nie zrozumiem co te bary przeszkadzały różnym ludziom.
I doszliśmy znów do Barbakanu.
W towarzystwie Pana Matejki obserwowaliśmy ludzi przy tymże Barbakanie.
I przyszła pora zwijać żagle i na dworzec wyruszyć.
Pożegnaliśmy się z przemiłą obsługą hotelu.
I przez Galerię Krakowską dotarliśmy na peron, na którym czekał na nas wehikuł czasu.
A nazajutrz Majka zaczęla rysować Pendolino. I gdy skończyła, to poprosiła abym jej pokazała zdjęcie z Pendolino.
I tylko nieznacznie oba pojazdy różnią się. Prawda?
W zielonym wagonie jedziemy z Dziadkiem i odpoczywamy. Czerwony wagon to jest restauracyjny . a w brązowym jadą pozostali podróżni.
Pociąg mija lasy i wyjeżdża z tunelu/ A nad lasami widać słońce i tęczę.
Taką radosną i optymistyczną mieliśmy wycieczkę.
Dziekujemy Ci Synku!!!