środa, 23 kwietnia 2014

Działka już zaczyna nabierać moich kolorów.

Tak to już jest w życiu, że cokolwiek otrzymujemy, to mamy ochotę to zmienić.
I tak też jest z naszą działką. Kupiłam ją bo bardzo mi spodobała się na zdjęciach. I teraz gdy już śniegi dawno puściły, stare trawy zagrabione a młode już rosną, to działka nabrała sympatycznych kolorów,
Ale chcę ją po swojemu prowadzić. Nie wszystko chcę zmienić. Ale warzywnik musi być. I wybrałam miejsce najbardziej nasłonecznione przez caly dzień. Coś za coś. Musiałam zlikwidowac ozdobne trawy, które podobały się mi bardzo. ale nie mężowi. I teraz mąż kopie i warzywnik rozrasta się. Ale to mąż kopie i on decyduje.
Ja dzisiaj zabrałam się za wyczyszczenie od chwastów rabatki z krzewami . I wygląda ona tak:


Wyczyściłam też kącik z tulipanami:

Ale mam bardzo dużo pracy przed sobą. I nie bardzo jeszcze orientuję się co gdzie mi wyrośnie. Już wiem gdzie będą piwonie, łubin, irysy i kosaćce. I czekam na ich zakwitnięcie. 
Muszę te miejsca gdzie te rośliny kwitną oczyścić z traw i chwastów. Aby ich nie zniszczyć kosząc trawę. 
I nie mogę doczekać się gdy zakwitną jabłoń i śliwy. A jeszcze bardziej czekam na bez i jaśmin. 



poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Kolejne święta i inna hierarchia otoczki.

To są moje 38 święta wielkanocne. Pierwszych nie liczę bo braliśmy ślub.
I tak jakoś wzięło mnie na analizowanie jak ja przygotowywałam się do tych świąt przez te wszystkie lata.
Gdy nie było jeszcze dzieci, to głównym zadaniem było sprzątanie. Wywracanie wszystkiego do góry nogami i totalne pucowanie. Na szafach, w szafach i pod szafami. Pranie , krochmalenie i prasowanie. Nie ważne czy było brudne, czy czyste i poukładane na półkach. Prane było wszystko.
Dywanom też się dostawało . Trzepanie , trzepanie i trzepanie.
A potem dokładanie się do gotowania i przygotowywania świąt przez teściową i mamę.
Urodziły się dzieci. I już inaczej wyglądalo przygotowanie świąt. Dalej było totalne sprzątanie i czyszczenie. Ale doszło przygotowywanie smakołyków pod kątem upodobań naszych dzieci. z każdym rokiem inaczej. Ale zawsze było przygotowywanie koszyczka ze święconką, malowanie jajek i przygotowywanie ciast takich jakie dzieci lubią.
Potem dzieci ( nie wiadomo kiedy) dorosły. Zmieniły się ich smaki. Syn czekal na galaretkę i pieczyste a córcia na drożdżową babkę, która najbardziej smakowała rano w poniedziałek wielkanocny.
I teraz znów pierwszorzędną rolę spełnia święconka i koszyczki. W tym roku będą dwa aby każda z dziewczynek niosła. Dziewczynki po poświęceniu przyniosą nam jeden do nas do domu.
I w tym roku nadszedł moment gdy wielkie wiosenno świąteczne sprzątanie zeszło na plan dalszy.
Już mi się nie chce czyścić czyste szkła i naczynia . Prać wyprane i wyprasowane obrusy, ręczniki i pościel .
Wypiorę tylko to co będzie zdjęte wymagać będzie prania. Umyte tydzień temu okna zostawię też w spokoju.
Po prostu odświeżę mieszkanie i też będzie dobrze.
A ja wyżyję się pomalutku i zorganizowanie ( jeszcze) w kuchni. A jak poczuję się zmęczona, to poprostu usiądę przed kompikiem albo położę się na łóżku i posłucham muzyki.
A do tego trzeba po prostu dorosnąc i dojrzeć. No i niestety przeżyć swoje lata szaleństwa typu sprzątanie i czyszczenie.


niedziela, 13 kwietnia 2014

Mama coraz zdrowsza a mnie nie jest do śmiechu.

W marcu minęły dwa lata gdy odstawiłam mamie psychotropy. Troszkę to było wymuszone, bo pani doktor nie chciała ich wypisać bez obecności mamy. I początkowo minęły 3 dni a moja mama jakby urodziła się na nowo.
I tak przez dwa lata codziennie dostaje rano magnez i rutinaceę jako bardzo ważne leki na ból głowy. Po 10-tej i 18 -tej dostaje  właściwe leki przypisane przez kardiologa. Mama jest po wszczepieniu stymulatora.
I tak w wieku 89 lat jest w świetnym stanie fizycznym i prawdę mówiąc psychicznym też.
A o jej powrocie do zdrowia świadczą dwa fakty, które my tylko znamy a lekarze lekceważą.
Mama całe swoje życie wyszukiwała w sobie  różne choroby. W zależności od tego kto z rodziny lub znajomych na  co chorował. Ja o swoich zdiagnozowanych i leczonycprzez lekarzy chorobach nawet nie wspominam mamie, bo wiem czym to grozi. Mama natychmiast na to samo zachoruje. A teraz nie spotyka się z nikim bo nie wychodzi z domu, więc nie choruje.
Ale to jeszcze nie to jest wyznacznikiem jej powrotu do zdrowia. Przez 30 lat co roku umierała. Bo ma usuniętą jedną nerkę. Trzeba naprawdę być zdrowym aby 34 lata po usunięciu nerki tak funkcjonować. Dwa lata było spokoju, bo nie pamiętała o umieraniu. A dzisiaj zakomunikowała mi, że jak umrze to mamy ją położyć razem z jej mężem bo tam jest jeszcze miejsce dla niej.
Dobrze o tym wiemy i tak też będzie. Ale mama znów zaczyna "umierać" .
A ja bardzo chciałabym aby jeszcze pożyła. Bo cynicznie pisząc ma do spłacenia masę długów z pożyczek, które nie wiadomo dla kogo wzięła.
Ale pożyczki to już zupełnie inna bajka, którą przetrawiłam i pilnuję spłacania . Aby jak najmniej długów zostawiłanam  po faktycznej śmierci.
A tymczasem znów będzie mnie szantażowała swoją śmiercią. Bo ona wie najlepiej kiedy umrze . A to nastąpi w tym roku. I tak będzie jeszcze przez kilka dobrych kolejnych lat.
Więc muszę uzbroić się w cierpliwość i stalowe nerwy aby te jej "umieranie" przeżyć w spokoju.

piątek, 4 kwietnia 2014

Co może zdziałać działka???

Życiu smak nadają nie tylko kulinarne wymysły. Ale też odnajdywanie pasji i ich rozwijanie. 
Wraz z nastaniem wiosny i prac ogródkowych czyli moich pasjach mąż zaczął marudzić, że on to nie ma żadnych pasji. Nie, to nie było, zż on nie ma. My nie mamy.!!!Szybko wyprowadziłam jego  z błędu: ja mam pasje. 
No i od kilku dni mąż ma pasję. Rower i wycieczki rowerowe. W sobotę dostał rower od kolegi. Ale trzeba było do niego dokupić kilka rzeczy. Więc poradziłam mężowi aby wybrał się do sklepu z używanymi rowerami i tam rozejrzał się za jakimś rowerkiem. 
Jak kazałam tak zrobił. I kupił świetny rower Craft z calym oprzyrządowaniem i serwisowany za 350 zł. 
A więc niewiele więcej wydał niż kupując części brakujące do darowanego roweru. 
A szczęścia i zadowolenia z dobrego zakupu nie kupisz za żadne pieniądze. 
No i ma teraz zrobić listę gadżetów a my będziemy mieli co kupować mężowi w prezencie na różne okazjie uroczyste. 
I mąż jeździ na wycieczki rowerowe i na działkę. A ja za nim autobusem. I też jestem zadowolona, bo przed wyjazdem zrobię spokojnie obiad a z działki też wcześniej wychodzę i jak mąż wraca do domu, to ja już jestem w domu i gorący wykończony obiad gorący czeka na mojego rowerzystę. 
A potem relaksik, drzemka i wieczorne pogaduchy o działce i rowerze. Czyli o naszych nowych pasjach. 

środa, 2 kwietnia 2014

Nim roślinki zaczną rosnąć...

Nim moje roślinki zaczną rosnąć, to musimy przygotować warzywnik. Dzisiaj mąż skopał dalszą część naszych "stepów akermańskich". Nie powiem piękne one były. Ale miejsce to jest najbardziej nasłonecznione na całej mojej działce. I zadecydowaliśmy, że właśnie tu będą warzywka rosnąć. Jeszcze jeden dzień ciężkiej pracy mąż ma przed sobą Ja w tym czasie ogarniałam z suchych traw i liści pozostałą część działeczki. A po niedzieli jeśli będzie pogoda, to będę siać i sadzić roślinki te które już można.
Ale nie to jest najpiękniejsze. najbardziej cieszę się z reakcji mojego męża, mężunia, mężusia. On naprawdę dorósł do posiadania działeczki. Jeszcze wkurza się setnie gdy nie może wytrząsnąć darni z ziemi. Ale nic to!!!
Cieszy się z pomidorków, kalarepki i sałaty, które już rosną na parapecie w jego pokoju. I wcale mu to nie przeszkadza!!!!
Jeszcze musi mi wykopać grządkę na mieczyki. Bo specjalnie kupiłam te cebulki dla niego. Uwielbia mój ogrodnik te kwiatki. A szczególnie takie ciemnoczerwone prawie bordowe. I będzie je miał. Będę wokól nich chodzić i czarować aby pięknie jemu zakwitły.
A ja po niedzieli kupię jeszcze bratki , lawendę i ozdobne słoneczniki.
No i czeka jeszcze nas podcięcie martwych części krzaków. I wycięcie jodły i kasztanowca. A może i starej jabłoni. W jej miejsce posadzimy nową. Bo nie tyle jabłka ale kwiaty jabłoni muszę mieć na działce.
Nie mogę doczekać się kwitnących bzów, jaśminowca i róży dzikiej. Mam taką na działce i nigdy jej nie wytnę .