niedziela, 26 stycznia 2014

Mężczyzna jest głową a kobieta szyją, która tą głową kręci.

W moim domu właśnie tak jest.
Próbowałam rozmawiać z mężem o zakupie działki. Temat ucinał jednym "nie". A dlaczego nie? "Bo nie".
Skoro tak? To będziemy inaczej rozmawiać. Czyli postawię męża przed faktem dokonanym.
Tym razem nie odpuściłam. W życiu odpuściłam działkę nad jeziorem Wulpińskim, działke w Miodówku. Nawet zrezygnowałam z działki za Milforem . Tej akurat najmniej żałuję, bo bez prądu była.
A tym razem zrealizowałam swoje kilkuletnie już marzenie o kawałku mojego nieba nad kawałkiem mojej ziemi.
Działka jest w cudownym miejscu. Kilka km za Olsztynem. Dojechać mogę autobusem miejskim.
Jest zagospodarowana. I zadbana.
A latem wyglądała  tak:






W tym roku nic nie będę robić. Poczekam co na niej wyrośnie i zaowocuje. Sprawię tylko dziewczynkom huśtawkę i sobie hamak. No i basenik dla dziewczynek kupię. 
A tymczasem czekam na odpowiedni moment aby powiedzieć mężowi o naszym nabytku . Kiedy to nastąpi? Nie wiem. Może dopiero wiosną gdy zakwitną kwiaty i będzie pora na grilla. Bo mam tam takowy .
Czas pokaże. Jestem pewna , ze zaakceptuje w końcu naszą działeczkę i będzie zadowolony. Tak jak z poprzedniej. Żałuję tylko, że już nie mogę podzielić się z nim moją radością i razem planować siewy , sadzenie i zbiory. Ale i na to przyjdzie pora.

piątek, 24 stycznia 2014

Wspominki zimowe.

Dzisiaj byliśmy u Majki na uroczystości z okazji Dnia Babci i Dziadka.
Ale nie o tym chcę napisać.
Dziadek bardzo trzęsie się o swoje wnuczki . a o delikatną Majkę trzęsie się ogromnie.
No i oczywiście temat dnia : mróz i czy Majka jest dostatecznie ciepło ubrana.
A mnie przypomniało sie jak my jako małe dzieci chodziliśmy do przedszkola i jak nas ubierano.
Olsztyniacy wiedzą gdzie jest przedszkole na Rybakach i gdzie jest ulica Artyleryjska.
Otóż my z bratem jako dzieci chodziliśmy tą trasą do przedszkola. A później do szkoły na al. Przyjaciół. Często brzegiem jeziora . Zimą zamarzniętego.
Pamiętam bardzo mroźne zimy gdy z drutów telefonicznych i energetycznych zwisały całymi gromadami wielkie sople. A po jeziorze jeździło się sankami. I pamiętam zjazdy na tornistrach ( tekturowych, zresztą ) z górki obok przedszkola. Tornistry po kilku zjazdach nadawały się tylko do pieca.
A jeśli chodzi o ubranie. Nie było wówczas ciepłych kombinezonów i ocieplanych spodni. A dziewczynki też nie ubierano w spodnie. Pamiętam, że mnie mama nakładala dwie pary grubaśnych rajstop i ciepłe majty.
A i tak nieraz zmarzłam w nogi.
Gdy temperatura była bardzo niska , to zawieszano lekcje w szkole .
No i teraz przypomniały mi się zimy gdy miałam lat 16-17 i panowała moda na bardzo kuse spódniczki.
Nastolatki nie wkładaly ciepłych majtochów, wręcz zdejmowały je gdy wychodziły z domu. A na odkrytych nogach miały tylko cieniutkie rajstopy.
A nogi nabierały ślicznego czerwonego koloru a czasem nawet fioletowego. Dobrze, że udalo się bez koloru białego czyli odmrożenia.
A i czapek wówczas też nie nosiłyśmy.Te zdejmowałyśmy na najbliższym zakręcie.
Było już lepiej gdy zaczęły być modne spodnie.
A i tak obecna moda jest o wiele bardziej przyjazna organizmom dziewczyn ich, nerkom i jajnikom.
A także uszom i zatokom.
A i tak dzisiaj widziałam dziewczyny z odkrytymi głowami . Ale miały ciepłe kurtki z kapturami i kominy na szyi . Tylko po co? Skoro kapturów albo kominów nie nakładaly na głowę. Ale uszy zasłaniały dłońmi.
No i aby do wiosny!!!

niedziela, 19 stycznia 2014

Będzie wojna!!!

Oj, będzie!!! Może nie światowa ale napewno moja domowa.
Od tygodnia mam glowę zaprzątniętą realizacją mojego wieloletniego marzenia.
Od tygodnia żyję możliwością zakupu małej rekreacyjnej działeczki.
I to jest mój domowy problem. Bo mąż nie ma takich marzeń. Co prawda narzeka, że nie ma żadnej pasji, tylko praca i praca. Widzę, ze mu tej pasji bardzo brakuje. Ja sobie znalazłam  pisanie blogów. A on dalej szuka. Wiem z rozmów, że jego koledzy mają działki i na tych dzialkach coś tam robią. I czasem wyczuwam, że im ciuteńkę zazdrości.
Ale boję się, że to "ciuteńkę" jest za mało aby rozbudzić w nim pragnienie posiadania własnej działki.
Ja widzę same plusy i nie wiem jak mu to wszczepić. Ba , nawet nie wiem jak zacząć rozmowę na ten temat.
Obcowanie z przyrodą - mąż lubi łazić nad jeziorem i po lesie. Ale może woli spacery nad jezioro Długie?
Bliskość jeziora i rzeki - nie trzeba daleko iść. Może nawet rybki będą? Ale czy będzie lubił je łowić?
Własne owoce i warzywa  bo zamierzam wygospodarować mały warzywnik. Ale czy aż tak mu na tym zależy?
Przyjemne popołudnia i wieczory w tym kawa przy zachodzie slońca. Ale czy podziela moje pragnienia?
No i  argument najważniejszy - radość wnuczek z przebywania na działce. Możliwośc zainstalowania huśtawki, hamaku i ustawienia baseniku. Poza tym dziewczynki nie mogą się doczekać własnych ślicznych narzędzi i grządek. Ale czy aż tak je kocha aby spełnić ich marzenia wszczepione przez babcię ?
Dzisiaj mamy w domu uroczystość Dnia Babci i Dziadka. I chcialabym po pysznym cieście rozpocząć tę niełatwą rozmowę. Trochę córcię wkręciłam do tego i mamy zwalić troszkę marzeń o działce na nią.
A pojutrze  mam jechać obejrzeć dzialkę. Więc muszę mu dzisiaj powiedzieć, bo pojutrze nie będzie pracował a ja muszę wyjść na dłużej z domu.
Niby jestem taka odważna a boję się wybuchu mężowskiej złości. I tego, że mogę się poddać. A tego najmniej chcę. I nie poddam się!!!



niedziela, 5 stycznia 2014

Kocham teatr.

W końcu wczoraj byłam w naszym teatrze. Po remoncie jest piękny. Taki z duszą. 
A byłam na sztuce Aleksandra Fredry pt. "Damy i Huzary".
Jest to lekka powiedzialabym przypowieść, o relacjach między kobietami i mężczyznami lub jak kto woli między mężczyznami a kobietami. I oczekiwaniach jakie ze sobą te relacje niosą. 
Treść jest ponadczasowa. I tak też przedstawiła nam Pani Elżbieta Wernio - reżyserka przedstawienia.
Chociaż powiem, że wolałabym gdyby to było bardziej klasycznie przedstawione. Ale nie było źle. 
Tylko troszkę te prawie współczene stroje rozpraszaly mnie. 
Sztuka została fajnie zagrana przez naszych olsztyńskich artystów. A wśród nich: Panią Orgonową zagrała Jolanta Fertacz, majora- Artur Steranko, rotmistrza - Cezary Ilczyna. A Zosię zagrała moja sąsiadka - Małgosia Rydzyńska występująca gościnnie w naszym teatrze. 
Podobało mi się wszystko. I teatr i przedstawienie i gra aktorów. I nastrój w teatrze i potem krótki spacer z mężem. I to jest to co tygryski lubią najbardziej. 

czwartek, 2 stycznia 2014

Stycznia początek i jak co roku....

...rozliczam sie ze sobą. Pzypominam sobie jakie obiecanki-cacanki robiłam względem własnej osoby.
A to miałam schudnąć, a to miałam pójść do lekarzy i leczyć swoje schorzenia. A i chodzić na wykłady Akademii Trzeciego Wieku. Ba, nawet miałam systematycznie chodzić z kijkami.
Niektóre z tych postanowień nawet rozpoczęłam realizować.
I ciągle coś stawało mi na drodze. I było to raczej wytłumaczenie mojego przestawania w kontynuacji działań. A tak naprawdę, to chyba jednak mojego lenistwa. Pomimo, że w domu jestem aktywna, czyli sprzątam , gotuję , piorę , opiekuję się ( bardziej teraz już tylko pamagam córci) wnuczkami - to jestem leniwcem względem swojej osoby.
Wszystko jest ważniejsze od moich potrzeb. I sama to sobie udowadniam i wmawiam. Ba,  nawet wmawiam to mężowi i córce. I chyba udało mi się ich do tego przekonać i przyzwyczaić. A może tak nie jest?
Może to ja tak to wszystko widzę? Może oni wcale nie chcą mieć zarobionej i zmęczonej żony , matki i babci?
I teraz pomimo, że nie robię sobie noworocznych postanowień, to mam kilka pomysłów na najbliższy rok.
Oczywiście chciałabym schudnąć. I już nie tylko ze względów estetycznych , ale przede wszystkim zdrowotnych.
Mam już dość opuchniętych kostek, braku powietrza przy łażeniu po mieście, ciagłego zmęczenia.
Muszę zastosować dietę aby odciążyć nerki i watrobę. Nie będzie to łatwe, bo lubię mięsko, kielbaski , nabiał. I to we wszelkich postaciach a szczególnie tych mniej zdrowych.
Z wprowadzeniem większej ilości warzyw nie będę miała kłopotu. Ale z ograniczeniem wręcz prawie wyeliminowaniem mięska będzie duży problem. Tym bardziej, że gotuję jeszcze dla męża i mamy.
Niby proste: nie nakładać sobie mięska i wędlin. Ale one tak pachną cudnie. I te kiełbaski i te usmażone kotleciki i to upieczone mięsko.
Ciężko będzie!!! Oj, ciężko!!!
Ale spróbuję . I to nie "od jutra", ale od dziś!!!
Muszę rano stanąć na wadze. I strasznie się tego obawiam. Naprawdę!!! Bo nie ważyłam się chyba ze trzy- cztery miesiące. A czuję , że jestem cięższa. Ale zrobię to i zapiszę wagę w terminarzyku. Dostałam od Oli na gwiazdkę taki fajny poręczny wielkości 1/2 zeszytu. Leży caly czas na biurku i w zasięgu ręki. Taki na bieżące zapiski aby nic nie uszlo uwagi.
Jak długo wytrwam w tym postanowieniu ( a jednak) , to okaże się sie za rok. A może szybciej/ I może z efektami ?
I tego sobie i moim najbliższym życzę w drugą noc stycznia 2014.