poniedziałek, 29 grudnia 2014

Czas po świętach. Jak przedłużyć chwile radosne i pełne nadziei?

Minęła Wigilia, Minęło Boże Narodzenie.
Takich świąt dawno, bardzo dawno u nas nie było.
Przyjechał Zięciunio, przyjechał Synuś i Synusiowa i Wnusio.
Drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia był najpiękniejszy w całym tym cudnym okresie.
Wieczorem zawitał do nas przyjaciel syna ze swoją partnerką i jej synem.
Było gwarno, wesoło i zabawnie. Po kolacji dzieci strzelały z łuku, potem grały w scrable. Do nich dołączyli rodzice. Wieczór zakończył się po 22-ej. Dzieci zszokowane, że tak długo mogły się gościć.
A Babcia???? Szczęśliwa , szczęśliwa i jeszcze raz szczęśliwa.
Dzisiaj jest poniedziałek. Dzień codzienny. Mąż babci poszedł na swoje zajęcia. Babcia zrobiła sobie maseczkę, ugłaskała mieszkanie i zapaliła świeczki o zapachu wanilii i cynamonu. I w ten sposób stworzyła sobie swój klimat świąteczny. Chodząc po mieszkaniu myślami jest przy dzieciach, wnukach, mężu . Rzadko przy mamie. Ale pewnych rzeczy nie przeskoczy się.  I już nie walczę z chorobą mamy , lecz przyzwyczajam się i cieszę się, że jeszcze nie jest najgorzej. Pomaga mi w tym Ola tłumacząc , że mama moja robi wiele rzeczy nieświadomie. I niech tak będzie. Chociaż czasem mam inne zdanie.
Dzisiejszy nastrój świąteczny spotęgował śnieg, którego napadało nocą.
Jest biało, świątecznie, pachnąco i relaksowo.

wtorek, 28 października 2014

I co ja biedny żuczek będę robić z nadmiarem wolnego czasu?

Przecudny dzisiaj był dzień. Wczoraj i dzisiaj byliśmy na naszej działce. Przygotowywaliśmy ją do zimy.
A więc zakopaliśmy ( czyt. mój mąż ) obornik na warzywniku. ja zgrabiłam liście z całej działki. A było tego, bo wcześniej mąż z kolegą ścieli chorego kasztanowca.
Bzy też pogubiły już liście.  I jaśminowiec też. A nawet wszystkie krzaczki są już prawie łyse.
Pusto zrobiło się na działce. A jeszcze brak jabłoni, kasztanowca i jodły potęguje to wrażenie.
Ale za to jest więcej przestrzeni i słońca. A ja lubię dużo przestrzeni i dużo słońca. Więc jestem zadowolona.
Dzisiaj zerwałam owoce dzikiej róży. Ścięłam jeszcze troszkę ziół i szczawiu. no i posadziłam czosnek blisko cebulek narcyzów i żonkili, bo nornica tam sobie kopczyk zrobiła. A że nie lubi nornica zapachu czosnku, więc nim ją uraczyłam.


Skopany warzywnik z zakopanym obornikiem czeka już na wiosenne kopanie i siew.  


Przestrzennie zrobiło się też w części warzywnej. 


Brak starej jabłoni, która miała kilka chorych jabłek i starego bardzo chorego kasztanowca uczynił naszą działkę jasną, przestrzenną i bardzo słoneczną.


Trawka szybko nam urosła od ostatniego koszenia, więc następne koszenie będzie już na wiosnę .

A my już odpoczywamy. Tylko nie wiem jak długo wytrzymamy bez naszej działki. Mąż już powiedział, że trzeba będzie wpadać kontrolnie co jakiś czas. 

A więc do szybkiego zobaczenia działeczko!!!



niedziela, 19 października 2014

I znów piękna jesienna niedziela.

Piękny rok mamy . Wiosna piękna była, lato cudne i jesień przecudnej urody.
Złoto jest wszędzie. Na drzewach i pod drzewami. Piękne złote dywany  z liści.
Dzisiaj zamiast na działkę wybraliśmy się na spacer wokół jeziora Długiego. Trzeba bardzo nam było takiego spaceru. Mąż kończy już wykończać mieszkanie dla córki kolegi. Ja też miałam więcej zajęć niż zwykle, więc jakoś nie gnało nas na działkę. Chociaż powinno. Tak dobrze się złożyło, że kolega który miał nam pożyczyć piłę i pomóc ściąć drzewa nie mógł dzisiaj nam pomóc . Umówiliśmy się na środę.
A więc poszliśmy nad jezioro Długie.
Jest pięknie o w każdej porze roku.

Na jeziorze spokojnie pływały łabędzie.


Z oddali widać kolorowy las .


A łabędzie płyną na drugą stronę jeziora. 


Z mostu zerkamy na malutką plażę i pływające w pobliżu ryby. 


Po drugiej stronie jeziora widzimy wypływające z zarośli stado kaczek. 


I jeszcze jedno spojrzenie na przeciwległy brzeg jeziora. 


I na domki przy ul. Rybaki. 

To są ścieżki mojego dzieciństwa i zawsze będą one najpiękniejsze na świecie. 






piątek, 10 października 2014

Jesień...Jakże piękna w tym roku.

Pogodę w tym roku mamy jakby w nagrodę za nasze oczekiwania i pracę na działce. Wiosna piękna była, lato też cudne. A jesień...to już przechodzi sama siebie. Żal tylko, że mąż pracuje i nie może mnie zawozić na działkę . A samej też mi się nie chce jeździć autobusami. I samej robić cokolwiek to już nie to samo. Lubię pracować z mężem. Nawet jeśli każde robi coś innego i nie rozmawia przy robocie. Ale sama obecność męża nastraja mnie radośnie. A te przerwy z kawusią przy naszym stole. To już sama rozkosz.

Powoli działka pustoszeje. A ja z rozrzewnieniem oglądam zdjęcia które robiłam przez cały sezon. 
Słoneczniki w końcu wyrosły ( późno były siane) i są ozdobą ogródka i mieszkania.



Podobnie astry w końcu kwitną. I robię z nich i innych kwiatków bukieciki. 




Pojutrze wybierzemy się na działeczkę. Aby tylko deszcz nie padał. Musimy jeszcze przekopać grządki i wkopać nawóz. 
No i jeszcze raz ściąć trawę i wysypać nowe nasionka aby wiosną wyrosła nowa i piękna. 
I jeszcze trzeba ściąć po 15 -tym października zgodnie z decyzją starostwa chory kasztanowiec i niepotrzebną jodłę. 
Przykryć gałązkami roślinki i czekać na wiosnę 








poniedziałek, 18 sierpnia 2014

To już ostatnie przetworzenie pomidorków.

W końcu skończyły się pomidorki koktajlowe. Oczywiście zielone, bo ekologiczne i nie pryskane żadną chemią. A więc szybko łapiące choroby. Skoro zaraza zaczęła je zżerać, to ja musiałam być szybsza.
I tak dzisiaj przygotowałam na zimę sałatkę z zielonych pomidorków i cebuli.

Składniki:
Oczywiście pomidorki, cebula i zalewa.
Zalewa tym razem z octu jabłkowego. Proporcje takie same jak zawsze. Proszę zajrzeć w poprzednie przepisy.

Sposób przygotowania:

Pomidorki oczyścić .


A następnie pokroić w plasterki.

Dodać pokrojoną cebulę . Ja pokroiłam na ćwiartki i na plasterki.
Całość wymieszać i lekko posolić. 
Przykryć i pozostawić na 24 godziny. Można kilka razy wymieszać. 
Odcedzić na sicie.
Przełożyć do garnka i zalać zalewą tak aby tylko przykryć. 
Gotować 5 minut od zagotowania się.
Ponownie odcedzić . Zalewy w której gotowała się sałatka nie wylewać.
Przełożyć do wyparzonych słoików ugniatając lekko. Zalać zalewą.
Na koniec wlać 2 łyżki  oleju , oczyścić ręcznikiem papierowym brzegi słoiczków i zamknąć.
Pasteryzować 15 minut od zagotowania.
Wyłożyć słoiki do góry dnem aby zamknęły się. 
I gotowe. Odstawiamy na kilka tygodni.

Smacznego!!!!







niedziela, 17 sierpnia 2014

Wszystkie pikle dobre są....

Dostałam fisia na punkcie przetwarzania wszystkiego co urosło mi na działce. Nie są to wielkie ilości. Ale ponieważ w tej chwili na rynku można kupić tanio warzywa do jedzenia, więc działkowe ekologiczne przerabiam na frykasy jakich w sklepach nie kupię.

Pikle z wyrośniętych ogórków.



I białe części porów. 



A jutro zrobię dwie sałatki z zielonych pomidorków. Teraz przegryzają się w soli. 


Cudowna aura późnego lata .

Od kilku dni panuje inna pogoda. ranki już są rześkie i pachną późnym latem. Uwielbiam tę porę roku. Nastraja mnie melancholijnie i jednocześnie dziwnie radośnie. Czuję ten lekki chłodek i ciepło po nim następujące. I przypomina mi się czas końca wakacji i rozpoczęcie roku szkolnego.
A tymczasem na działce zbieramy przed ostatnie plony i przerabiamy na pyszności.
Wczoraj musieliśmy zebrać pomidorki koktajlowe bo zaczęła je zżerać zaraza. Nie pryskaliśmy ich a więć mamy ekologiczne niedojrzałe pomidorki.
I zrobiłam z nich sałatki i zamarynowałam w całości.

Dzisiaj przepis na te ostatnie.

Składniki:
Miska przebranych i umytych pomidorków.
Zalewa miodowo-octowa
Koper
Czosnek
Chrzan
Gorczyca.
Celowo nie podaję ilości, bo każda kucharka ma inne upodobania i w danej chwili inną ilośc podstawowych produktów

Sposób przygotowania:. 
Jak już wspomniałam pomidorki należy przebrać wybierając tylko zdrowe.



Przygotować zalewę ( przepis podawałam przy innych marynatach)
Do wyparzonych słoików włożyć pokrojony chrzan, ząbek czosnku , baldachim kopru i 1/2 łyżeczki białej
gorczycy.
Następnie włożyć pomidorki .
Przykryć jeszcze jednym baldachimem kopru i gałązką zielonego kopru, dołożyć drugi ząbek czosnku i troszkę chrzanu.
Zalać zalewą i zamknąć słoiki.
Pasteryzować 15 minut od zagotownia.
Oczywiście pomidorki muszą swoje odczekać aby je móc zjadać. Tak jak wszystkie przetwory na zimę.
Ale teraz mamy świeże sezonowe warzywa, więc możemy spokojnie czekać na zimę.

środa, 6 sierpnia 2014

Wcale "nie kuchennie i nie działkowo." Chociaż ma z działką związek.

Wszystko jest cudnie!!! działka pięknieje, plony zbieramy.
Ale...Jest mały problem, który jednak okazuje się być wielkim.
Mam mamę, która ma prawie 90 lat i nie chce wychodzić z domu. nawet na działkę, bo źle będzie się czuła. I nic jej nie przekona. A ponieważ jest w dobrym stanie fizycznym i ciut mniejszym psychicznym, to zostaje w domu. Ma przygotowane jedzonko, które potrafi w mikrofalówce sobie odgrzać. Je, śpi i ogląda telewizję.
A jednak przydarzyła się nieciekawa historia.
Wczoraj wyszła na balkon i wcześniej źle otworzyła drzwi ( były) uchylone. No i te drzwi zablokowały się gdy była na balkonie.
Była na tym balkonie co najmniej 3 godziny.Tak mówi. A ja myślę że to mogło być 4 godziny.A balkon jest zachodni i po południu jest mnóstwo na nim słońca. A my  przyjechaliśmy około 19-tej.
Stale o tym myślę . Upał , słońce a ona na balkonie. Bez picia i możliwości skorzystania z toalety. A chodzi do niej bardzo, bardzo często. Obserwowałam mamę i obserwuję dzisiaj ciągle. Nie widać objawów przegrzania lub porażenia słońcem.
Denerwuję się tym zdarzeniem bardzo. Bo zabranie mamy na działkę jest problemem i zostawienie jej w domu też. Na razie zabroniłam jej wychodzenie na balkon pod naszą nieobecność. A to też nie jest najlepszy pomysł ale gwarantujący jej jakieś bezpieczeństwo.
I pozostaje mi denerwowanie się i poczucie bezsilności połączone z rezygnacją z własnego życia.
Wiem , to moja mama i tak już będzie. Ale ja całe życie musiałam się dostosowywać do innych. Najpierw mama, potem mąż i dzieci, potem dzieci i wnuki. Teraz znów mama. A gdzie jestem ja? Mam czasem dość wmawiania sobie, że to z miłości do nich wszystkich robię to co robię i jak robię.
W przypadku opieki nad mamą pozostaję tylko ja. Mama ma tylko mnie. Bo na brata ani ona ani ja nie możemy liczyć. Na płatną opiekunkę też nie, bo masę pieniędzy z mamy emerytury idzie na spłatę jej długów. A my nie mamy też kokosów z najniższej renty i średniej emerytury. I też zaczynamy chorować i być mniej niezależni zdrowotnie.
I to na tyle w deszczowy domowy poranek!!! Może jednak będzie lepiej?

wtorek, 5 sierpnia 2014

Buraczków nasiałam niewiele, bo i grządek warzywnych też mam niewiele. Ala chuchałam na nie i dmuchałam. Rosły ładnie. A ponieważ nie przepadam za przerośniętymi warzywkami, to je wybraliśmy.
Takie malutkie zrobiłam mężowi w słoiki w lekkiej miodowej zalewie z octem.
A te większe przeznaczyłam na sałatkę do zimowych obiadów.

Składniki:
Buraki obrane i starte na "jarzynówce".
Mniej więcej tyle samo czerwonej oczyszczonej i pokrojonej w paski papryki.
I mniej więcej połowa porcji buraczków cebuli pokrojonej w półtalarki.

2 pokrojone ząbki czosnku dodane do cebuli.
Kilka liści laurowych, ziaren ziela angielskiego i pieprzu naturalnego. Przyprawy wkładam do koszyczka i gotuję razem z warzywami.

Sposób przyrządzenia:

Buraki gotujemy ale nie za długo. Mają być lekko twarde.
Paprykę czyścimy i kroimy.
Cebulę kroimy .

Przygotowujemy zalewę:

1/2 litra wody
1/2 szklanki octu
1 łyżka soli
1/2 szklanki cukru. Ja dodałam miodu.

Zalewę zagotowujemy i do niej wkładamy paprykę i cebulę. Gotujemy 10 minut.
Wkładamy buraczki i gotujemy 5 minut.
Ja wystudziłam warzywa i odcedziłam na durszlaku.
Łyżką wkładałam do wyparzonych słoików lekko ugniatając.
Na wierzchu położyć piórka zielonego kopru.
Buraczki zalać łyżką oleju.

Brzegi słoiczków wyczyścić ręcznikiem papierowym do sucha i zakręcić.
Pasteryzować 10 minut od zagotowania się wody.
Wyłożyć na ściereczkę do góry dnem aby dokładnie zamknęły się słoiki.
A po ostudzeniu obrócić.


Sałatka jak wszystkie przetwory najlepsza jest gdy nabierze "mocy urzędowe" czyli za kilka miesięcy.

Smacznego!!!

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Dar losu od sąsiada. Cukinia.

Dostałam od sąsiada" zza miedzy" dorodne cukinie. I zrobiłam pikle słodko-kwaśne. Takie pikle gdy postoją kilka tygodni a nawet miesięcy nabierają cudownego smaku ananasów.

Składniki: 
Oczywiście cukinia . Musi być duża , taka wyrośnięta z pestkami.
Zalewa taka bazowa czyli:
1 szklanka octu ( najlepiej winnego)
5 szklanek wody
5 łyżeczek soli
5 łyżek miodu
5 dużych ziaren ziela angielskiego
10 ziarenek pieprzu czarnego
5 listków laurowych
Goździki

Sposób przygotowania:
Cukinię opłukać i wytrzeć ściereczką.
Przeciąć na pół i wydrążyć miąższ i pestki.


 

Wydrążoną cukinię przeciąć wzdłuż na ćwiartki i obrać ze skórki.
A następnie pociąć na węższe paski, które pociąć na małe kawałki.


Do wyparzonych słoiczków nakładać pokrojoną cukinię, dodać po trzy goździki, zalać zalewą. Nie musi być gorąca. Osuszyć brzegi słoiczków ściereczką i zamknąć słoiki.
Pasteryzować 15 minut od zawrzenia. Potrzymać jeszcze kilka minut w garnku i wystawić na ściereczkę do góry dnem. A potem odwrócić i wystudzić. 
Takie pikle z cukinii najlepsze są po kilku tygodniach a nawet miesiącach. 

Smacznego!!!





Czas zbiorów i przetworów. Ogórki i patisony.

Nastał w końcu cudowny czas zbiorów owoców pracy na mojej, przepraszam naszej działce.
Fasolka szparagowa żółta i zielona została już do końca zebrana. Część, dużą część zjedliśmy w formie ulubionej przez męża sałatki. A część , też nie mała została zblanszowana, spakowana w woreczki i zamrożona.
A dzisiaj przyszedł czas na ogórki i patisony. Pierwsze ogóreczki zostały zakiszone i zjedzone.
Dziwne te moje ogóreczki. Są takie pękate. i nie widzą mi się jako kiszone lub konserwowe. Więc kilka zostawiłam na grządce aby sobie rosły i dojrzewały na pikle. A pozostałe będę przetwarzać. Wczoraj zebraliśmy te pękate i nie za duże.
I zbieramy też malutkie patisony aby zrobić w zalewie octowej. I też kilka zostawiliśmy aby podrosły, bo Ola poprosiła o takie do zapiekania w nich mięska z warzywami.
Zrobiłam taką bazową zalewę octową i do dzieła.

Bazowa zalewa:

2 szklanki octu 10% . Wolę winny ocet ale akurat nie było go w moim ulubionym markecie.
10 szklanek wody
10 łyżeczek soli
10 łyżek miodu ( może być cukier ale to już inny smak)
5 dużych liści laurowych
10 dużych ziaren ziela angielskiego
20 ziaren pieprzu czarnego.

Wszystko do jednego gara i zagotowujemy. A potem studzimy, przelewamy przez sito i zalewamy warzywka.
Jeżeli zostanie , to wlewam do słoika i mam na następną partię .

Sałatka z ogórków.

Ogórki, szorujemy szczoteczką i opłukujemy z piasku.
Obieramy cieniutko. Najlepiej skrobaczką.
Kroimy w plasterki, wcale nie cieniutko. troszkę solimy i pozostawiamy w misce.
Tymczasem młodą marchewką też cieniutko obieramy i kroimy w pasterki.
Marchewkę wrzucamy na lekko posolony wrzątek i parę minut gotujemy. Ma być lekko twarda.
Wybieramy cedzakową łyżką do miseczki.
Cebulę młodą kroimy na półplasterki i wkładamy do wrzątku pozostałego po marchewce. Też chwilkę gotujemy aby straciła surowy smak. A potem wykładamy cedzakową łyżką do miseczki.

Do wyparzonych słoiczków nakładamy na dno marchewkę, cebulkę , mały baldachim kopru, 1/2 łyżeczkę białej gorczycy i pokrojony ząbek czosnku. Na to wkładamy pokrojone w plastry ogórki.
Na wierzch znów troszkę marchewki, cebuli, kopru i kilka plasterków czosnku. na samej górze gałązka kopru.
Brzegi słoiczków dokładnie wycieramy ręcznikiem papierowym i zamykamy wyparzonym i suchym wieczkiem.
Słoiczki wstawiamy do gara na ściereczkę , zalewamy zimną wodą do 3/4 wysokości i szybko zagotowujemy. Potem zmniejszamy moc, gaz lub płomień i gotujemy 15 minut .
Gorące wyjmujemy i stawiamy na ściereczce do góry dnem.
W ten sposób słoiki zamykają się i sprawdzamy ich szczelność. Po paru minutach słoiki odwracamy, studzimy i wynosimy do spiżarki.



Podobnie zalewamy malutkie patisony.Troszkę większe możemy pokroić na pół albo na ćwiartki.
Do patisonów dodaję gorczycę , koper i czosnek.


Smacznego!!!







środa, 16 lipca 2014

Mój najlepszy pomysł ostatniej dekady!!!!

Za każdym razem gdy jesteśmy na działce tak właśnie sobie myślę.
I teraz gdy dziewczynki mają wakacje, co my robilibyśmy z nimi. Tylko park, czasem jezioro , czasem las.
A tak przed południem rolki i rower albo hulajnogi w parku a po południu wypad na działkę.
Nigdy nie sądziłam, ze dziewczynki tak bardzo będą lubiły wyjazdy na działkę.
Fakt, że na działce mamy mnóstwo miejsca do zabawy.
I my nie zabraniamy dziewczynkom zbierać kwiatki, zrywać płatki, listki i trawki.
Teraz gdy lato w pełni, działka nasza zakwitła wszelkimi odcieniami żółci i pomarańczy.
Marzę aby jeszcze więcej posadzić wieloletnich kwiatów i krzewów. Tak aby było kolorowo i pięknie.
A tymczasem cieszymy się wszyscy naszymi "Seszelami", spokojem i ciszą. Bo w dzień powszedni jesteśmy sami na działkach. A i w weekend też nie jest gwarno.

Uwielbiam nasturcje. To takie cudne letnie kwiaty.


Te piękne kwiaty wieloletnie bardzo ożywiają naszą działkę. Planuje je porozsadzać  w wielu miejscach. 


Cudny kącik przy wejściu na dzialkę. 


Fasolka szparagowa obrodziła mi wspaniale. A między nimi Majka uwielbia spacerować. 



Taki widok na warzywnik widziany z części rekreacyjnej. 


Wejście na działkę. 


Też fajny widok na częśc warzywnika i trawnik.



Iglaki i krzewy w części trawnikowej.


Działka widziana zza płotu. Dziewczynki za każdym pobytem żegnają się w tym momencie z działką. 




Właśnie tak wygląda moja cudna działka. I mam nadzieję, ze z każdym rokiem będzie cudniejsza. 

poniedziałek, 16 czerwca 2014

Metamorfozy...

Mija wiosna i moja dzialka nabiera innych kolorów i innego wymiaru.
Dzisiaj mąż wyciął stare , chore i bezlistne krzaczory a może drzewa. Podciął bzy, wykopał dzikie drzewka owocowe, które nawet nie kwitły. Rosły nawet w jaśminiowcu.
Wyjaśniało na działce.



Cudnie kwitnie jaśminowiec


Ja przystrzygłam ozdobne krzewy


A pod jaśminiowcem mam ławeczkę do siedzenia i leżenia. W głębi stół pod jabłonią. 


Przy domku mąż zrobił maly ganeczek na którym moja Oleńka lubi sobie siadać. 


A w warzywniaku ja szaleję wyrywając chwasty, które rosną chyba szybciej niż warzywka. 




A jaśmin pachnie i oko cieszy cudnymi kwiatkami. 


I nie ważne, że trochę bolą plecy, kolana i biodra. Po co jest paracetamol i opokan? Po to aby jutro już nic nie bolało. A i gorąca kąpiel w pianie też swoje robi. 
I cieszy mnie wszystko. A najbardziej, że mąż cieszy się z dzialki i zaczyna ją naprawdę kochać.