wtorek, 2 lipca 2013

Ze śpiewem na ustach.

Tak sobie obserwuję rozwój moich wnuczek. Obie są na etapie śpiewania wszędzie i o każdej porze.
I przypominają mi się chwile gdy sama śpiewałam. Pamięć moja sięga okresu gdy miałam 4, 5 i 6 lat. W naszym mieszkaniu zainstalowane mieliśmy glośniki. Królowało Polskie Radio program I.
A ponieważ głośnik włączony mieliśmy cały dzień, więc siłą rzeczy słuchałam polskich piosenek też cały dzień. I wierzcie albo nie  znałam wszystkie nadawane piosenki Hanny Rek, Marii Koterbskiej, Ireny Santor, Violetty Villas, Marty Mirskiej, Jerzego Połomskiego. A potem Danuty Rinn i Bogdana Czyżewskiego.
I śpiewałam je. Do dzisiaj zaśpiewam wiele z nich. i śpiewałam Alusi. A Majce już nie . Dlaczego nie śpiewam tak jak dawniej?
Pamiętam swoje domowe koncerty z rurą od odkurzacza w jednej ręce i przy uchu. Fajny był wówczas poglos. Jak na estradzie. Wyśpiewywalam na cały glos w lesie zbierając jagody, jadąc w pociągu, w łazience i przy sprzątaniu.
A potem zamilkłam. Wstydziłam się teściowej. I śpiewałam tylko przy okazjach po "lampce wina" A teraz już całkiem zamilkłam.
Ale za to syn nadrabia wszystkie braki, bo śpiewa i działa w chórze akademickim UMK. A więc jednak w rodzinie duch śpiewania nie zanika. A teraz w tej chwili Majka wyśpiewuje w babuleńki pokoju "panie , Janie". A ja obiecuję sobie jeszcze pośpiewać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz