czwartek, 30 maja 2013

Boże Cialo.

Swięto to jest porównywane do Bożego Narodzenia i Wielkiej Nocy. Jest na tym samym poziomie ważności wśród świąt kościelnych.
A jednak jest inne.
Pamiętam nieliczne obchody tego święta w dzieciństwie. Nawet nie wiem dlaczego.
Ale pamiętam, ze główny ołtarz umieszczony był przy moście przy katedrze. Zawsze były tłumy wiernych i zawsze była piękna pogoda. I dzisiaj też jest piękna pogoda i bardzo ciepło.
Swięta za czasów mojej dorosłości i małżeństwa upływały na wizytach moich rodziców, którzy przychodzili do nas po procesji. Pierwsze lata spędzałam tylko w kuchni szykując obiad dla nich i dla teściów.
Po moim powrocie z Francji , przed Ratuszem   zaczęto ustawiać głowny ołtarz. I od tej pory mogłam w jakiś sposób uczestniczyć w procesjach.
Rodzice jak zwykle przychodzili , jedliśmy obiad. Potem kawusia i ciasta. I tak spędzaliśmy to święto.
W 1996 roku ostatni raz na obiedzie był mój ojczym. I  wówczas patrząc na niego siedzącego przy stole zauważyłam  , że jest bardzo chory. Moja mama nie widziała tego? Upierala się aby po obiedzie poszedł jeszcze z nią na cmentarz. Aż musialam na nią fuknąć, że mogłaby sobie darować .
Za dwa miesiące pochowaliśmy ojczyma.
I w to Święto Bożego Ciała widziałam ostatni raz ojczyma chodzącego, bo kilka dni po trafił do szpitala. Był to jego pierwszy w życiu pobyt w szpitalu. Przezywał to mocno. Cały czas leżął odwrócony przodem do ściany. Cierpiał bardzo. I gdy dowiedziałam się, ze ma raka i to juz ostatnie tygodnie jego życia, to zdecydowałam o jego powrocie do domu.
I tak leżął w domu i na nic się nie skarżył. Mial tylko jeden jedyny raz prośbę do mnie. Poprosił o twarożek ze śmietaną.
A potem codziennie nikł i nikł. I umarł bez słowa skargi i użalania się na ból i na zycie, które się kończyło.
Był bardzo dobrym człowiekiem.  

sobota, 25 maja 2013

" ...Nie jestem zmęczona"

Ostatnio spodobał mi się bardzo taki dowcip:

Kolega pyta kolegę: Dokąd wybierasz się na urlop? Zapytany odpowiada: Wiesz, przeliczyłem swój budżet i doszedlem do wniosku, że nie jestem zmęczony!!!

A więc ja też przeliczyłam swój budżet i też nie jestem zmęczona!!!
Prawda jak to inaczej brzmi i wygląda?

Przez całe swoje życie byłam cztery  razy na wczasach . Z tego trzy bedąc mężatką i "dzieciatką".
I jeszcze do tego w okresie gdy zakłady pracy dofinansowywały wypoczynek pracowników z funduszu socjalnego.

Teraz będąc emerytką otrzymuję na swój wniosek dofinansowanie z tegoż  funduszu na zorganizowanie wypoczynku we własnym zakresie.
Starcza na paliwo i nal ody. Ale to też już jest coś, bo bez tego zastrzyku gotówki nie byłoby mowy o wyjeździe na wypoczynek.
Za każdym razem po powrocie obiecuję sobie, że będę odkładać przez rok jakąś kwotę aby mieć w następnym roku środki na wakacje. I kończy się na obiecankach. Nie mogę zrozumieć dlaczego nie jestem w stanie tego dokonać.
Przecież teoretycznie to jest łatwe. A w praktyce jest to rzecz niemożliwa.
Zawsze ale to zawsze wyskakują jakieś dziwne nagłe potrzeby.
Ale i tak dobrze, że od trzech lat możemy pojechać do drugich dziadków " do sanatorium". Mieszkają w rejonie uzdrowiskowym. A w tym roku jeszcze oddano w pobliskiej miejscowości basen z solankami.
Tak więc mam nadzieję, że skorzystam z tego dobrodziejstwa.

Jedziemy na początku lipca i mamy zamiar pobyć tam dwa tygodnie.
I niech nic mi nie posuje szyków. Mam zamiar naprawdę odpocząć. Oczywiście na zmianę z drugą babcią będę odpoczywać w kuchni.
Już odliczam dni do wyjazdu.

środa, 1 maja 2013

Ćwierć wieku temu...


... zostawiłam swoje dzieci pod opieką teściów i dojeżdżającego zakochanego w innej kobiecie męża i wyruszyłam do Paryża za pieniędzmi na mieszkanie. 
Wszystko wydawało się takie proste. Wyjazd na zaproszenie ( tak wówczas wyjeżdżało się na zachód) , które przyslłła mi znajoma brata.

Paryż przywitał mnie w nastroju świątecznym. Roześmiany i kolorowy. I tak różny od Olsztyna w roku 1988.
Niedaleko dworca St. Lazare znajdował się sklep obuwniczy sieci Andre. I wystawa tego sklepu rzuciła mi się najpierw w oczy. A ściślej buciki dla dzieci. Och jak ja chciałam kupić te buciki dla moich dzieci. Miałam nadzieję, ze to nastąpi za miesiąc gdy znajdę pracę i otrzymam pierwszą wypłatę we frankach. Pracę znalazłam po dwóch tygodniach przesiadywania w misji w polskim kościele. Ale moją pierwsza wypłatę ciut ponad 800 fr zgarnął brat , bo policzył ile ja go kosztowałam mieszkając  u niego przez 2 tygodni. I to było bodźcem aby szukać pracy z zamieszkaniem. i uniezależnić się od "kochanego" brata. Maj był miesiącem wylewanych łez i poleceń abym wracała do Polski skoro ciągle ryczę. To była taka pomoc mojego brata. 
Ale poradziłam sobie sama!!! Była to długa droga . Nie te zamierzone 3 miesiące, na które planowałam przyjechać. 

Pierwsze pieniądze odłożyłam w grudniu za pracę za listopad. A planowane 3000- $ ( tyle ile w momencie wyjazdu kosztowało małe dwupokojowe mieszkanie) przywiozłam do kraju w sierpniu roku następnego. 

Mieszkania nie kupiłam, bo w roku 1989 zmieniły się relacje złotego do dolara. I nawet marzyc o zakupie nie marzyłam. Mieszkanie takie kosztowało 9.000 $

Ale jeszcze jedno o maju. Wiadomo był Dzień Matki. I ja spędziłam ten dzień w Bazylice Sacre Ceure przed ołtarzem Matki Boskiej.

I tak jak w literaturze pisze wielu twórców, ja czułam swoje łzy "jak grochy" spływające po moich policzkach. 

Płakałam za dziećmi codziennie. Nie mogłam patrzeć na dzieci z matkami i z ojcami ani na ulicy ani w metrze. Po prostu ryczałam. I teraz też ryczę. 

Nikomu, nikomu nie życzę rozłaki z dziećmi!!!