środa, 27 lutego 2013

Lalki, lalunie i laleczki.

Moja córcia przy przeprowadzce zrobiła remanent w zabawkach. A ponieważ ma dwie dziewczynki, więc lalki przeważały wśród zabawek.
I nasunęły mi się wspomnienia lalkowe.
Pierwszą lalką którą pamiętam była taka szmacianka uwieszona na oknie w czyimś domu.
Byłam wówczas bardzo malutka i aby sięgnąć do tej lalki stanęłam na brzuszku braciszka, który leżał na łóżku pod oknem. Do lalki nie sięgnęłam ale brat narobił swoim płaczem takiego alarmu, że wszyscy obecni się zlecieli. I oczywiście tego dnia pierwszy raz stałam się niedobrą siostrą.
Potem nie pamiętam abym miała lalki. . Pierwszą dostałam na jedyny obchodzony w naszym domu Dzień Dziecka. Miałam chyba 10 lat.
Ale wcześniej radziłam sobie rysując lalki na kartce z bloku rysunkowego i wycinając je. Były takie jak chciałam. I do nich dorysowywałam mnóstwo ubranek i je tez wycinałam. Bardzo lubiłam to robić i wymyślać różne kreacje.
Lalką ,której posiadanie przez koleżankę z bloku bardzo zazdrościłam , była taka tradycyjna lalka w ubraniu krakowianki. Lalka ta przecudnie ubrana siedziała na poduszce na łożu matki tejże mojej koleżanki.
Potem marzyłam o lalce , która chodzi. Ale było to niezrealizowane marzenie.
Gdy urodziłam córcię nie żałowałam jej lalek Miała różne. Małe i duże. Blondynki , rude i brunetki. Bobaski i lalki przedszkolaki. Ale najbardziej pamiętam lalkę Murzynkę i lalkę wielkości mojej córci. Taką szmacianą, która nigdzie się nie mieściła ( była taka duża) i wisiała na kołku na ścianie.
A potem córcia urodziła dwie śliczne laleczki .
I im też nie szczędziłam lalek. Alusia ma ich kilkanaście. Nieodstępną w okresie 1 roku do lat 4 była "niunia dziecko" tak nazwana przez Alusię. Ta lalka była Oli czyli mojej córki, potem oddałyśmy ją wnuczce siostry mojego męża. A ona oddała Alusi. Czas odcisnął na tej lalce swoje piętno ale była to najwierniejsza z lalek.
Ile ona z nami podróżowała. Zawsze miałyśmy ją ubraną pod pachą. I w jednej ręce trzymałam Alusię a w drugiej Niunię Dziecko.
Teraz od trzech  lat Alusia jest na etapie Barbie. I niech nikt nie próbuje wyperswadować małym dziewczynkom tych lalek. Każda musi przejść przez okres Barbie i Kena.
Dwa lata temu kupiłam w Brugii  lalkę taką na wzór lalek z XIX wieku. Alusia bawiła się nią tylko w czasie podróży. A potem straciła zainteresowanie tą lalką. Nie mogłam tego zrozumieć. Lalka była taka piękna .
I całkiem niedawno Ala zainteresowała się tą lalką. I lalka, która stała na półce u mnie w sypialni przeszła w ręce Alusi.
A Majka...bawi się lalkami ale woli pociągami, samochodzikami, samolotami i klockami.
Chociaż czasem Alusi uda się namówić Majkę na wspólne zabawy lalkami.

sobota, 23 lutego 2013

Tu i teraz.


Tak sobie dzisiaj stałam przy garnkach w kuchni i pichciłam. 

I jak zawsze w takich sytuacjach naszły mnie bardzo filozoficzne myśli. 

Jestem na etapie"slow live". To co mialam osiągnąć to już chyba osiągnęłam. To co miałam zarobić i wydać, to zarobiłam i wydałam. Pewnie już nie zostanę bizneswoman, na wycieczki dookoła świata wybiorę się siedząc na kanapie przed TV i Discovery, a o balach poczytam na"Plotku".

I właściwie to jestem zadowolona. Bo nie muszę się spieszyć, martwić się o interesy i o to co ludzie o mnie mówią i powiedzą. 

I Tak jest mi dobrze być kobietą "przy mężu". A właściwie to mój mąż jest
przy żonie" , bo to ja mam większą emeryturę.

Uczymy się teraz żyć razem . Oj, nie jest to łatwe po tylu latach pracy i różnych nieobecnościach w domu. Po latach mijania się i życia w ciągłym pośpiechu.

Ale mamy tyle jeszcze lat przed sobą i tego też się nauczymy

sobota, 16 lutego 2013

Asteroida i inne przeżyte "końce świata" i "wojny".

Co jakiś czas ludzie poddają się ogólnemu zastraszeniu wojnami , atakami z kosmosu i końcami świata.
Nie przeczę, wojny ciągle trwają i ciągle wybuchają nowe ogniska . Śmiem twierdzić, że zawsze tak będzie, bo przemysł zbrojeniowy rozwija się najbardziej a magazyny trzeba opróżniać. Więc gdzieś trzeba zużyć każdą broń i każde naboje.
Pamiętam panikę we wczesnych latach 60-tych. Pamiętam kolejki w sklepach po artykuły pierwszej potrzeby. Najbardziej utkwił mi sklep na rogu ulic Morskiej i Al. Przyjaciół w Olsztynie. Tam staliśmy z mamą po cukier i mąkę.
Potem było już spokojniej. Do roku 1981. Do stanu wojennego.
I wówczas też robiło się zapasy i kupowało na kartki mięso cukier i alkohol. Reglamentowane też było masło, które kupowało się dla dzieci na książeczkę zdrowia. Podobnie też ser żółty. Moja córka do tej pory uwielbia taki miękki ser holenderski. Zamiast alkoholu kupowałam cukierki dla córki, bo była taka możliwość. Ciekawe to były, bo przygnębiające ( szczególnie grudzień) i wesołe ( gdy wieźliśmy trzykrotnie zakazanego świniaka z innej miejscowości.A na rogatkach stało ZOMO. Ale pachniała nasza syrenka perfumami Masumi!!!! A tył samochodu siadał pomimo, że bagażnik był pusty. A ja i córka siedziałyśmy na świniaczku przykrytym kocami.
No, a kolejne "końce świata"? Szał!!! Tylko , że temu szałowi, to ja nie poddawałam się i nie zabezpieczałam. Ale z doniesień mediów dowiadywałam się jak to ludzie w różnych końcach globu budują schrony i gromadzą żywność. A inni nieźle na tym zarabiają.
I z tym też wiążą się masowe samobójstwa członków różnych sekt. Ze strachu przed końcem świata.
No i wczorajszy przelot asteroidy. Podobno bardzo bliski Ziemi. I ten wczorajszy deszcz meteorytów.
Ale nic to przeżyłam ja i moja rodzina i mój kraj i mój kontynent. Do następnych złowieszczych sygnałów.